ďťż

Ostatnio myslałem nad tym aby napisać książke "BIOSHOCK" wiecie żeby spisać te wszytskie przegody JACKA w RAPTURE. Ale mam szczerą nadzieje że wy też dodacie coś od siebie. Potem wszyscy byśmy sie podpisali pod książka jako "FORUMOWICZE BIOSHOCKCITY", następnie sprzedawałbym ją za mega wysoką cene powiedzmy 100zł dzieciom z sierocinców i stałbym sie mega bogaty, moja książka znalazłaby sie na listach BESTSELLERÓW następnie kupiłbym se........
KURDE znów mnie poniosło ale na serio mam nadzieje że nasza wspólna książka będziem czymś FJANYM i dobrym do POCZYTANIA. POZDRO


Ja może na razie się wstrzymam...

Nie wiem jak Wy ale ja mam alergię na wszelkiego rodzaju przenoszenie wybitnych tytułów na inną płaszczyznę (filmy na podstawie gier są co najwyżej takie sobie, w drugą stronę w 90% jest tragicznie)

Z drugiej strony nikt nie mówi, że z tym może być tak samo. Poza tym- książka na podstawie gry- to brzmi ciekawie i nowatorsko. Może wyniknie z tego coś dobrego?
MI SIę tam podoba pomysł pomyśle i moze cos wymyśle ; ]
Fajnie ze macie ochote na napisanie tej książki ale ktoś musi zacząć bo nigdy nie umiałem zaczynać opowidań czy innych programów tv!


Jestem ZA Może być nawet ciekawie...
jeśli ta książka zostałaby napisana to chyba byłaby moją 5 przeczytaną książką w życiu
Jestem na NIE. Też o takim czymś myślałem ale to praktycznie jest niemożliwe do zrobienia. Nie myślcie sobie że książkę można napisać od tak...
No wiadomo że książki od tak sie nie napisze ale wiesz jeśli wszyscy sie do tego przyłożą to na bank kiedyś ona powstanie niech ktoś tylko zacznie to ja sie troche dopisze, najważniejszy teraz jest początek.
To zaczniemy tak; Za górami za lasami był sobie Jack który lęcąc samolotem rozwalił sie o Atlantyk
Tak bardzo oryginalne a Jack miał przy sobie siedmiu krasnoludków które próbowały sie z nim przespać ale on niebył łatwy.
Jednak w końcu im uległ i dał się przelecieć Dopiero wtedy zauważyli, że wokoło nich zgromadziła się grupka zaciekawionych genofagów. Ale jakież było ich przerażene gdy zauważyli wściekłego Big D który rycząc "takie świństwa na oczach Little Sis??!! GRAUUU!!" rzucił sie na nich ze swoim wielgachnym wiertłem Uciekając przed nim wpadli do pokoju w którym siedział sobie wygodnie Atlas i gadając do nich przez radio "spokojnie... wyluzujcie .. BIG D nic wam nie zrobi" spokojnie pocinał w Bioshocka i popijał kakałko.
- Oł szit... ale realistyczna ta gra
Mrukną Atlas widząc Daddiego, Jacka i 7 krasnoludków w swoim pokoju
-Byłbyś łaskaw (would you kindly) TERAZ nas obronić?
Wrzasną Jack do Atlasa

jak chcecie to możecie dopisać dalej coś do tej opowieści
Raczej Atlas wrzasnął do Jacka, ale mniejsza. Jack sięgnął do swoich spodni (latexowych) i wyciągnął długą obleśną czerwoną, komórke (latexową), Jack wykręcił jakiś numer i wtem w jego pobliżu znalazli sie bracia Kaczyńscy. Big D myśląc że dostał oczopląsu popłakał sie i uciekł do Suchonga.
Właśnie to jest aluzja... teraz to Atlas jest Would You Kindly...

Jednak to nie powstrzymało genofagów. Te zboczuchy chciały sobie jeszcze popatrzeć, a gdy zobaczyły, że przedstawienie się skończyło okrutnie się wk*rwili. Ale tylko to że Jack był cziterem i miał Aim head'a uratowało Atlasa i 7 krasnali. Jack i Atlas wyruszyli w wspólną podróż po Rapture City. Włączyli wiec krasnoludkom całą kolekcję "Mr. Gay InDaHouse vol. 3" i oddalili się w stronę Mediacl Pavilon...
Tymczasem mutacje genetyczne Soushonga (czy jakmu tam) doprowadziły do powstania nowego rodzaju wroga... Nazistowskich Chomików Zombie... były to małe i prawie tak denerwujące jak security boty cholerstwa. Sam Big D chowa sie przed nimi po kątach. Jednakże jakmutam (pan S.) nie zaprogramował ich należycie i wyssału mu mózg przez cienką
słomkę...
I wtedy bez zapowiedzi wleciał św. Mikołaj i powiedział -hohoho mery tfu co ja gadam- wyciągnął kose i próbował zabić Atlasa i Jacka, ale wtem przyleciał Chuck Norris i ciosem z półobrotu załatwił Mikołaja. Jednak Atlas dobrze wiedział że Norris jest...
Kolejnym dziwnym wybrykiem Soushonga... to był Kaczor Donald Tusk (skrzyżowanie Jarka z Donkiem). Hhhmmmm.... czy jeszcze nie za wcześnie na smierć Jacka i Atlasa ? Dobra nieważne...
W CUDOWNY sposób Atlasowi udało się pacnąć "Y" i odrodzić się w Vita-Chamber. Potem zaniósł tam Jacka i wszyscy byli uratowani.. oprócz Kaczora Donalda Tuska, którego dopadły nazistowskie chomiki zombie. KDT był za niski by się przed nimi obronić i miał zbyt słabą dykcję by rzec "ratunku". Nie znał także żadnych języków obcych.
Gdy Jacek i Atlas dotali do Medical Pavilon spostrzegli, że na posadzce leży ich pierwszy poważny plazmid... telespopieleniobłyskawicoszałosonikboomozamrożeniowypierdzenie.
-Ja go wezmę
Rzekłszy to Jack ruszył w kierunku strzykawy z ADAMem
-A kij ci w odbyt frajerze! Gdyby nie ja już by Cie tu niebyło!
Zezłościł się Atlas
-Hmmm... okej.
Powiedział Jack i włożył se kijka w d*pe
-uuu... przyjemnie
Atlas spojżał na jacka i pomyslal że wsadzenie se kija w dupe naprawde może być przyjemnie więc postanowił sam szadzić se kija w du.... w odbyt. Podczas ich orgazmu wleciał Chuck Norris i ukradł PLAZMID....
-Ty debilu!
Wrzasną Atlas
-Przez twój odbyt nie zdobyliśmy tego plazmidu!
-Przepraszam... ale to silniejsze odemnie...
Powiedzał zarumieniony Jack
-Wiesz co?...
-Co?
-Podobasz mi się...
Powiedział Jack i rozpią rozpora
-COO!? Ożeszty pedale jeden!
Wrzasną Atlas i chwycił leżącego w pobliżu Shotguna
-Ależ Atlas...
-Niezbliżaj się!
Powiedział Atlas powoli się wycofując
-Od teraz, ty idziesz w swoją stronę a ja w swoją. Idź do Nepune's Bounty! W tej chwili!
Powiedział Atlas i wbiegł do salonu chirurgicznego, a potem zamkną za sobą drzwi.
-Ehhh...
Westchną Jack i oddalił się w ciemne korytarze Rapture...
Atlas wchodząc do Pomieszczenia Chirurgicznego spotkał Zniszczonego przez Nazistowskie Chomiki Zombie Big D. Atlas próbował go naprawić aby w przyszłości Big D mógł przyjąc na siebie geja Jacka. Gdy Atlasowi sie udało Big D wstał i wziął Atlasa na barana, zaniósł do pewnego pomieszczenia i tam próbował.....kręcić z nim masełko, Atlas najpierw z przerażeniem nie zrozumiał Bełkotu Big D bo Daddy tuż przed atakeim NCZ nachlal sie niemiłosiernie, i nic z jego mowy niemożna było zrozumieć. Wtem wpadł Chuck Norris i przywaliwszy Atlasowi z KZP powalił naszego Bohatera na ziemie. Daddy nieźle sie wkurzył bo traktował Atlasa jak swego ojca i próbował zabić C.N. Ale jak wiadomo Norris jest najsileniejszym człowiekiem na ziemi i Big D niedał mu rady...
W takzwanym międzyczasie Jack dotarł do wrót Neptune's Bounty. Na stole przed nimi leżały po kolei: proxy mine, łom, pusty eve hype, banan, ammo do pistoletu i wibrator. Jack po krótkiej chwili namysłu i rozważeniu co mu się najbardziej przyda, wybrał banana i wibrator. Różne emocje targały Jackiem. Z jeden strony rozkpacz po odrzuceniu przez Atlasa, a z drugiej szczęście z powodu szybkiego numerku ze zwyrodniałym genofagiem. Jack ruszył dalej w głąb Skarbu Neptuna lecz wtem (tuż przy Fisher's Market) dojżał coś pięknego, coś co go tak zachwyciło, że gdyby nie przechadzający się nieopodal Rosie, krzykną by z radości. Był to mały martwy piesek. Wiedzcie bowiem moje dzieci, że Jack od urodzenia był nekrozoopedofilem. Ale teraz miał dylemat... dobrać sie do małego pieska i narazić się na złość Rosie, czy poczekać aż sobie pójdzie. Jack staną przed poważnym wyzwaniem. To tak jakby powiedzieć narkomanowi na głodzie, by poczekał jeszcze 5 minut widząc przed sobą działke marichuany. Nasz bohater wybrał pierwszą opcję...
Dzieki mnie bajka sie rozwija
gdy Jack gwałcił małego psa, dopadł go Rosie i rzucił o ściane. Nagle świat pociemniał i Jack obudził sie rozejżał sie dookoła i okazało sie że ciagle jest w samolocie (zmienilem troche pedalski wątek bo jeszcze by czytellników zniesmaczył ale reszta jest cool )
Jednak to co stało się w tej strasznej utopii nie było snem. Przebudzenie Jacka i wymazanie jego pamięci było sprawką Chucka Norrisa i Nazistowskich Chomików Zombie. Chuck zapewnił Jackowi spokojny sen na pare godzin (KZP) a Chomiki zajęły się resztą. Skomplikowana operacja kory mózgowej Jacka miała jednak swoje skutki uboczne. Jack nie tylko stracił pamięć, ale też uważał, że jest ... kobietą.

Tak samo historia Atlasa toczyła się dalej. Po ocknięciu się z narkozy (KZP) przez chwilę nie pamiętał kim jest, i co to do jasnej cholery za miejsce. Kiedy klepki zaczęły wracać na swoje miejsce, a szare komórki powoli zaczynały pracować, Atlas uzmysłowił sobie w jak strasznym położeniu się znajduje. Nie ma nic do jedzenia, oprócz rocznych czipsów i równie starych batoników, które notabene dają mało HP. Co ważniejsze nie zdobył "szybkiego trawiena" więc musi magazynować olbrzymie ilości czipsów i batonów. Całe to bagno roi się od napalonych i głodnych ADAM'a genofagów i tych wielkich zakutych nurkówl. Jedym dobry aspektem tego położenia było to, że Atlas miał się czego przynajmniej napić. Pochwycił więc flaszkę wódki, dwie butelki whisky Starego Toma, paczke czipsów i ruszył w drogę. Nie wiedział za bardzo gdzie, ale miał przy sobie jeszcze łom i rewolwer więc jak będzie uważał, to powinien być bezpieczny.
gdy doszedł do Arcadii z krzaków wyleciało 7 krasnoludków. Zaczeły sie drezć na Atlasa z tego powodu że skończył im sie ich ulubiony film pdt. "Myster. Gej in da Hałs vol.3" Atlas postanowił że 7 krasnoludków może być dobrą obroną przed genofagami, więc wziął ich ze sobą wkładjac ich do kieszeni. Niestety w kieszeni znajdował sie film pdt. "Mrs. Les in da Garaż". A że krasnoludki to były niezłe geje odrazu wyskoczyły i zbulwersowane czmychły sprowrotem w krzaki gdzie.....znajdowałey sie grzybki chalucynki...
Świetne! No dobra kontynuujemy:
Atlas opuszczony przez krasnoludki, zrozpaczony, że nie ma przyjaciół i generalnie nikt go nie kocha (oprócz Pana Skarpety), postanowił się upić. Godzine później po niezłej popijawie Atlas zaczą świrować.
-Panie McDonald chce pan jeszcze imbirowych ciasteczek?
Mówił sam do siebie. Zobaczywszy to jeden z genofagów krzykną
-No nie! To miejsce definitywnie schodzi na psy! Najpierw szaleńcy w maskach, nurkowie, małe dziewczynki, potem duchy a teraz stare pijaczyny! Co się dzieje?!
-Taaaak? (czik) Would you kindly SUCK MY DICK?! (czik)
powiedział Atlas
-Człowieku czemu do jasnej cholery mówisz po anglikańskiemu?
Wtem przez ścianę przebił się ubrany w różową sukienkę Big Daddy z Panną Jack na grzbiecie...
Big D wraz z Jackiem opowiedzieli o swej miłości Atlasowi, naszemu bochaterowi zrobiło sie troche niedobrze i zwymiotowal w krzaki gdzie były naćpane Krasnoludki. Po chwili Daddy powiedział Jackowi że tak naprawde jest on Tannenbaum. Jack z przerażenia momentalnie odskoczył z ogromnym obrzydzeniem krzycząc-AAAAaaaaa kobieta i ja ją pocałowałem- i równierz zwymiotowl w krzaki....
I ta kropla przelała czarę goryczy. Niedość że lesby, to jeszcze na nich żygają. Wk*rwione krasnoludki z bojowym okrzykiem "banzai!" rzuciły się na Atlasa i Jacka. Atlas który był KOM-PLET-NIE pijany zasną pod Power To The People i krasnale nawet go nie zauważyły. Jack kożytając z okazji zabrał mu rewolwer i upgradował go w PTTP. 3 krasnalom z miejsca sprzedał po hedzie, 3 kolejnych zawibrował wibratorem na śmierć, ale z ostatnim miał niemały problem. Był to bowiem najroślejszy z krasnali (121 cm, 31 kg, 12 cm ) i posiadał specjalne moce i kombosy. Sprytny Jack krzykną jednak:
-Patrz! Królewna Śnieżka bez majtek!
Gdy Big Krasnal się odwrócił Jack j*bną mu łomem w łeb.
Jednak wtem wleciał Neo i już miał sprzedać KZP Jackowi, ale został powstrzymany przez Chucka Norrisa, który przechodził obok bo właśnie polował na Nazistowskie Chomiki Zombie. Neo wgnieciony w ziemię wstał otrzpał się i powiedział:
-Mr. Norris... welcome back...
Przyją pozycję fightera i właśnie ma dojść do epickiej walki gigantów. Coś jak Legia vs Wisła albo Boston Celtics vs Detroit Pistons

A teraz STOP Sasza. Pozwólmy wypowiedzieć się innym co myślą o naszej dotychczasowej twórczości Więc KOMENTOWAĆ!
Panowie zwolnijcie !! Powstał jakiś sensowny temat a Wy zaczynacie wypisywać jakieś głupoty. Psy, krasnoludki, lesby, gwałty, przekleństwa; co To ma być?? Z książką fajny pomysł, ale jeżeli nie potraficie pisać książki to napiszcie opowieść. Bądźcie wszechwiedzącym narratorem i napiszcie to tak jak byście wszystko widzieli dokładnie i tak z perspektywy 3 osoby. Jeżeli nie, to zakończcie ten temat. Temat pozostaje jeszcze otwarty bo daje wam szanse napisania czegoś sensownego. Ale jeżeli dalej będą pojawiać się jakieś głupoty to temat zamknę a co niektórzy dostaną nagrody w postaci ostrzeżeń.
Oj, Panowie nam tu rozrabiają
No dobra przepraszam ale jaja można se porobić od czasu do czasu (może złoży ktoś taki temat żeby mozna było se popisac takie właśnbie głupoty) No ale nic trzeba by było napisać wreszcie coś sensowneg. POZDRO.

No dobra przepraszam ale jaja można se porobić od czasu do czasu (może złoży ktoś taki temat żeby mozna było se popisac takie właśnbie głupoty) No ale nic trzeba by było napisać wreszcie coś sensowneg. POZDRO.
Głupoty to można sobie popisać na końcu zeszytu do Języka Polskiego, a tu robi się przez to bałagan. Jeżeli chodzi o temat, w którym robiło by się jaja - to nie jest dobry pomysł bo mogło by się zacząć szerzyć chamstwo i totalny brak kultury.
Czy to znaczy, że to koniec historii Jacka i Atlasa ??
Niestety tak ale spoko ziom popiszemy se na GG napisz do mnie zreguły jestem dostępny. Książke wkońcu trza skończyć. POZDRO

Czy to znaczy, że to koniec historii Jacka i Atlasa ??
Jeżeli będziecie pisać coś sensownego to nie będzie wcale koniec, ale widze że wam dalej pisanie głupot w głowie.

Niestety tak ale spoko ziom popiszemy se na GG napisz do mnie zreguły jestem dostępny. Książke wkońcu trza skończyć. POZDRO

Ok odezwe się
Grzyb --> Postaram się wymyśleć jakiś sensowny początek i dam go na forum


Grzyb --> Postaram się wymyśleć jakiś sensowny początek i dam go na forum

Ok, temat zostanie otwarty abyś mógł tu zamieścić "sensowny początek."
Ja mogę zacząć coś pisać dopiero kiedy przejdę BS-a (czyt. kiedy będe miał nowego kompa )
LoCker kiedy będziesz na GG bo trzeba wreszcie skończyć tę książke. POZDRO

LoCker kiedy będziesz na GG bo trzeba wreszcie skończyć tę książke. POZDRO
Panowie takie sprawy to można uzgodnić przez Prywatną wiadomość
Ja jestem z napisaniem książki tyle żeby była ona utrzymana w psychodelicznym obskurnym klimacie a nie robić z tego parodie.
No nic skor nikt nie zaczyna ktoś musi sie za to zabrać.
Dawno dawno temu za górami za lasami nie no żartuje teraz na serio weźmiemy troche z intra.
Rodzice powiedzieli mi "synu jesteś wielki a wielcy ludzie wielkie rzeczy czynią. I wiecie co chyba mieli racje!" Nic innego niewymysliłem!
Był to rok 1960 (chyba ), lecąc nad Atlantykiem nasz samolot się rozbił. Po chwili się otrząsnąłem i wypłynąłem na powierzchnię wody. Prócz ognia wokół mnie nic nie było. Nagle (o KURWA!) zauważyłem światło nadchodzące z miejscowej tu latarni morskiej...

Nie wiem czy to moze byc taki początek ale napisałem go na szybciocha bo zara ide do sszkoły
A czy ktoś mówi że niejest tylko że sie troche zpóźniłeś a skor nikt inny nie zaczynał no to musiałem coś zrobić no nie

No nic skor nikt nie zaczyna ktoś musi sie za to zabrać.

Rodzice powiedzieli mi "synu jesteś wielki a wielcy ludzie wielkie rzeczy czynią. I wiecie co chyba mieli racje!"


no ale chyba tak by sie nie mogla zaczynac ksiązka. no nie?
Mi początek Saszy bardziej przypadł do gustu jest dosyc tajemniczy budujący klimat a nie tam leciałem i nagle się rozbiłem. A co do tej książki to mam pytanie piszemy ją w pierwszej osobie czy w trzeciej? Bo jak piszemy w pierwszej to będzie problem z pokazaniem tego że jesteśmy kontrolowani (już na samym początku Atlas do nas mówi "Would you kindly pick up that radio".) bo jak by to wyglądało:
Atlas:
Byłbyś łaskaw podnieść tamto radio?
Gdy tylko Atlas skończył formułować swoją prośbę coś we mnie kazało natychmiast wykonać jego polecenie. Nie mogłem się oprzeć. Chciałem.... Nie musiałem zrobić to o co prosił jakby zależało od tego moje życie.

Troche średnio.
Ale nie przeskakujmy od razu tak daleko. Piszmy ją w pierwszej osobie. :

Rodzce powiedzieli mi: Synu, jesteś wielki, a wielcy ludzie dokonują wielkich rzeczy... i wiecie co? Chyba mieli rację. Był rok 1960 pamiętego dnia 12 lipca. To był chyba wtorek... mniejsza z tym. Leciałem z Nowego Jorku do Amsterdamu w sprawach służbowych. Z początku nic nie zwiasowało tego do czego miało dojść. Stewardessa z uśmiechem na twarzy wskazała mi moje miejsce, podała whisky, poinformowała o posiłku. Wszystko było pięknie. Gdy przelatywliśmy przez Atlantyk spokojnie sączyłem Jacka Danielsa i wdychałem dym ze swojego papierosa. Myślałem o rodzinie i wtedy to się stało. Z początku odczułem lekkie turbulencje, lecz pomyśałem, że to nic specjalnego. Potem się nasiliły... oczywiście stewardessa mówiła:
-Spokojnie proszę państwa. Nic się nie dzieje.
Taa... jasne. Wtem wszystko zaczęło się gwałtownie trząść a gdy wyjrzałem przez okno zobaczyłem płomienie wydobywające się z silnika. Pomyślałem ... no pięknie. Zginę... na pewno. I... spadam... spadam, ale nie tylko ja. Cały samolot leci w dół na spodkanie ze śmiercią. Boże... uchroń mnie .. tylko to zdążyłem pomyśleć. Nagle .. potężny wstrząs, huk, woda i śmierć. Ale to nie był koniec. Znalazłem się głęboko pod wodą. Damska torebka przepłynęła mi przed oczami. Wydostać się! Wypłynąć! To był mój jedyny cel. Duszę się, powoli tracę przytomność... ale nie muszę dalej płynąć. Już prawie, jeszcze trochę. Dobry Bóg sprawił, że się nie udusiłem. Wynurzyłem się... tak ! Udało się! Teraz co mam zrobić? Płomienie. Mnóstwo ognia i woda. Nagle moim oczom ukazał się niesamowity widok. Wieża? Nie to była latarnia morska.. ale co u diabła robi latarnia morska tak daleko od brzegu? Niewiele myśląc podpłynąłem do niej. Byłem zmęczony. Ociekający wodą i przemarznięty wylazłem z wody. Poszedłem schodami w górę. Jezu, czemu mnie nie zabrałeś tam w wodzie? Gdy doszedłem na górę widzę nic innego jak wielkie drzwi. Przysięgam wam na grób mojej babki. Dzwi. W środku było ciemno, nic nie mogłem zobaczyć, nie chciałem tam wchodzić, ale jakaś dziwna siła ciągneła mnie do środka. No i wszedłem, a drzwi się zamknęły.
Kurde ale czaderski początek ja niemoge (na fakcie to jest wymiatacz w ...) no ale nic.
W srodku było tak ciemno że niewiadziałem nawet czubka włsanego nosa, wtem-gdy w ciemnościach przeszedłem pare kroków-zapaliło sie światło, tak samo z siebie i zobczyłem własnie to. Tym czymś był wielkie popiersie jakiegoś człowieka, w głebi umysłu czułem że go znam ale przecierz pierwszy raz go widziałem, tym człowiekiem był niejaki Andrew Ryan a dowiedziałem sie tego z tabliczki pod popiersiem na której było napisane: (dopiszcie co było napisane bo ja niepamiętam)
aaa bo to nie był jeszcze początek

aaa bo to nie był jeszcze początek

WTF?

Napis głosił "No Gods or Kings. Only Man".
To było na tej propagandzie która znajdowała sie na tym popiersiu ale chodzi mi o ten który jest na ej małej tabliczce tam pisało że na świecie niemamiejsca dla człowieka takiego jak ja czy coś w tym stylu.
Nie wiem czy jest jakiś w ogóle sens pisać jakąś książkę której i tak nikt nie przeczyta (no oprócz forumowiczów)
Widzę, że panowie nareszcie zabrali się do dobrej pracy nad "książką", dobrze, dobrze.
Jeżeli chodzi o to iż tylko użytkownicy forum przeczytają tą książkę to nic nie szkodzi, przecież pisana jest ona dla nas... Fanów BioShock'a !!
"Schodziłem coraz głębiej zastanawiając się gdzie zaprowadzi mnie nieoświetlony tunel tej niezwykłej latarni. Szedłem dalej nie oglądając się za siebie, w sumie to nic mi nie pozosotało musiałem się zagłębić i poszukać kogoś kto pomógł by mi się dostać na stały ląd. Nagle zaczęła grać muzyka, najprawdopodobbniej z gramofonu choć głowy sobie za to uciąć nie dam. Więc jednak nie jest to opuszczona latarnia pomyślałem i zszedłem po schodach.
Szczerze mówiąc to się zaczyna robić dokładny opis gry a nie powieść Wymyślcie coś nowego np. Historię Andre Ryana i jego wszystkich "sług ciemności" tzn. Dr. Steinmanna Suchonga o Fontainie coś napiszcie, to by było ciekawe
Suchong to raczej pracował dla Fontaine a nie dla rayana.
Ale Suchong w połowie pracował dla Ryana i w połowie dla Fontaina, Jacka stworzył żeby słuchał i tego i tego więc sami wiecie.
Gdy doszedłem na dół po kolei zaczęły zapalać się światła. Na dole stał... batyskaf. Cóż nie pozostało mi nic innego niż do niego wejść. To była moja jedyna szansa ratunku od piekła oceanu. To co wtedy nazywałem piekłem miało okazać się istną traumą i czynś o wiele gorszym niź piekło. Batyskaf był obszerny, 2 zamszowe kanapy, jakieś pozłacane popierdółki dla ozdoby. Nacisnąłem dźwignię poczułem gwałtowne szarpnięcie i batyskaf ruszył w dół. Kiedy jechałem w dół ni z tego ni z owego zaczeła się projekcja. Nie miałem pojęcia skąd projektor w batyskafie. I po co? Na początku wyświetlił mi się obraz człowieka z fajką. Przedstawił się. Imie jego brzmiało Andrew Rayan. A cały wywód brzmiał mniej więcej tak:

My name is Andrew Ryan and I am here to ask you a question. Is a man not entitled to the sweat of his brow? Is it belong to man? No says the man in Washington. It belongs to the poor. Noo says the man i Vatican. It belongs to God. Noo says the man in Moscow. It belongs to everyone. Well i chose something different. I chose... Rapture. (za wszelkie pomyłki sory )

I wtedy oczom mym ukazał się widok którego nie zapomnę do końca życia. Miasto... wielkie miasto na dnie oceanu. Rayan mówił dalej ale już go nie słuchałem. Wieżowce, neony, Tunele, domy. Wszystko to co w normalnym mieście. Ale Rapture znajdowało się pod wodą. To było coś niesamowitego... serce przyśpieszyło, oddech stał się płytszy. Kiedy batyskaf dotarł po "szynach" na miejsce widziałem plakaty propagandowe. Ale nie przedstawiały one Rayana. Telekineza, toniki. O co tu choziło? Wtem moja winda do Rapture zaczęła jechać w górę. Kiedy dojechała na miejsce na zewnątrz było ciemno. Jedynym źródłem światła były neony i blask wody dochodzące zza wielkiej szyby. Zobaczyłem kogoś kto prawdopodobnie miał mnie odebrać...
Dobrzy by było ten jego cały wywód przetłumaczyć na polski
Myślę, ze to na tyle prosty tekst, że każdy go zrozumie ale skoro prosisz:

Angielski:

My name is Andrew Ryan and I am here to ask you a question. Is a man not entitled to the sweat of his brow? Is it belong to man? No says the man in Washington. It belongs to the poor. Noo says the man i Vatican. It belongs to God. Noo says the man in Moscow. It belongs to everyone. Well i chose something different. I chose... Rapture

Polski:

Nazywam się Andrew Rayan i jestm tu by zadać Ci pytanie. Czyż człowiek nie jest przywiązany do kropli potu na swojej brwi? Nie powie człowiek w Waszyngtonie. Należy do biednych. Nie powie człowiek w Watykanie. Należy do Boga. Niee powie ktoś w Moskwie. Należy do wszystkich. Cóź wybrałem coś innego. Wybrałem... Rapture

Mam nadzieje, że pomogłem
ogromnie sie ucieszyłem widząc osobę która miała mnie odebrać, lecz nagle coś mnie zaciekawiło. Johny-jak sie dowiedzialem z radia które umieszczone było z boku na lewej ścianie batyfery-mówił do jakiejś osoby, stała ona w ciemnościach i niewidziłaem jej twarzy, lecz napełniła mnie ogromnym strachem po tym jak zobaczyłem jak zabija Johniego. niemoglem złapać oddechu jak równierz uwieżyć w to że na moich oczach widziałem morderstwo...

kurde co w koncu z tą książką piszemy ją czy nie bo jak nie piszemy to niech admin usunie ten temat bo tylo forum zaśmieca.
Po tym okropnym zdarzeniu (zabójstwie) starałem się schować przy ścianie batyskafu lecz to coś było szybsze. Zobaczyło mnie nim ja zdążyłem się otrząsnąć. Wskoczyło na batysferę i próbowało wleźć do środka. Nie wiem co lecz coś wystraszyło napastnika. Ledwo zdążyłem pomyśleć ,, Dzięki Bogu" a już usłyszałem głos z radia. Przedstawił się jako Atlas. Mówił że będzie mnie oprowadzać po tym niegościnnym mieście przez radio. Zawile opowiadał co stało się w Rapture. Nie do końca mu wierzyłem, lecz w tej chwili nie miałem innego wyjścia. Musiałem powierzyć swoje życie w jego ręce.

Teraz czas na kogoś innego.
widzisz date ostatniego posta?
po co odkopujesz stare tematy
Co chcesz dobrze że nadal ktos chce pisać na tym temacie, a to że jest stary to nic (stare książki z reguły są lepsze ) POZDRO i zapraszam na moje forum www.forumhitman.fora.pl
Sasza jak Cie admin dopadnie za reklame forum (chyba że przedyskutowałeś) to już nigdy tu nie zawitasz
hmmm jestem za tak moglo by sie zaczac tak:W dalekiej podrozy samolotem stala sie katastrofa. Samolot wyladawal na srodku atlantyku pod ktorym bylo podwodne miasto Rapture XD reszte wymyslcie a ja dam znac xD
Jakbyś czytał poprzednie strony i z łaski swojej zaineteresował się tematem wiedziałbyś, że dawno temu napisaliśmy początek i kawałek dalej. A Twoje "intro" książki nie powala
kawałek recenzji z Cd-Action z małymi przeróbkami:

Atlas nakłonił mnie, bym opuścił swe bezpieczne schronienie i ruszył w ślad za tym czymś.
Atlas był jednym z nielicznych ocalałych z zagłady miasta, on miał się stać moim mentorem i przewodnikiem po tym podwodnym piekle.

Atlas wyjaśnił, że widziana przeze mnie poczwara to genofag - człowiek, którego psychika nie wytrzymała mutacji genetycznych. Genofag to echo istoty ludzkiej, żyjący trup kierujący jedynie żądzą swej "ambrozji" zwanej ADAM i znający tylko nienawiść do wszystkiego, co odmienne. Później, dużo później dowiedziałem się, jak nieszczęśliwe są to istoty. Jaką mękę przeżywają, gdy strzępy wspomnień przejmują chwilową kontrolę nad ich chorymi umysłami... Tego wszystkiego jednak miałem dowiedzieć się sam. Sam dzięki znajdowanym pamiętnikom i spotkaniom z "duchami" miałem odkryć grzechy oraz zbrodnie Rapture...

Wreszcie, kierując się wskazówkami Atlasa, dotarłem do miejsca gdzie sam miałem poznać moc substancji która uczyniła Rapture, tym, czym jest obecnie. U szczytu podwójnych schodów, jak symbol nagrody za trud, stała automat - "Rajski Ogród". Na jego podajniku zaś pojemnik z ADAM. Sam nie wiem, dlaczego chwyciłem strzykawkę i głęboko wbiłem igłę w przedramię. Pamiętam jednak, jak targnął mną nagły BioSzok. Żyły wypełnił płynny ogień, a mięśnie ściął lód. Usłyszałem jeszcze głos - "Zmienia się twój genom. Wszystko będzie dobrze". Nie uwierzyłem mu. W bezsensownej próbie ucieczki, miotany skurczami zrobiłem o jeden krok za daleko i przeleciałem przez barierkę schodów.

To chyba pasuje jak ulał do książki.
Przez chwile byłem nieprzytomny . Ocknąłem sie , leżałem po chwili zobaczyłem 2 ludzi mówili coś o ty , że mam w sobie jakiegoś ADAMA . Po chwili uciekli i zobaczyłem dziewczynkę i coś dziwnego , jakby jakiegoś nurka tyle , że miał wiertło w prawej ręce i działał na usługi tej dziewczynki .
Dziewczynka powiedziała , że jestem jakimś aniołem i poszli . Po chwili wstałem i zobaczyłem jakąś dziwną rzecz po mojej lewej ręce jakby prąd przechodził po moich żyłach . zobaczyłem drzwi niestety były zepsute . Zobaczyłem po lewej stronie włącznik strzeliłem w niego błyskawicą z lewej ręki otworzyły sie .
Szedłem dalej gdy nagle z wielkim hukiem w szklany tunel, prze który można było podziwiać otaczający nas ocean wbiła się tylnia część mojego samolotu w którym przed 20 minutami leciałem.Musiałem się spieszyć gdyż woda wlewała się nieubłaganie i nic nie mogło jej zatrzymać.Przebiegłem przez resztki metalowego ptaka, ciskając się miedzy siedzeniami pasażerów.Oczy przemyła mi lodowata woda i pobiegłem dalej.Nagle z sąsiednich dzwi dobiegł straszy rumor, woda dostała sie do pobliskiego tunelu i chciała za wszelką cenę przebić się przez grube stalowe wrota.Pognałem ile sił w nogach przez tym okropnym żywiołem i trafiłem do pomieszczenia, gdzie było słabe oświetlenie, pare spakowanym walizek, obok nich zwłoki które w dłoniach trzymały substancję pokrewną od ADAMA-EWĘ.Lecz w owym pomieszczeniu nie byłem tylko ja żywy, krył sie w cieniu jeden ze zmutowanym mieszkańców Rapture-Genofag.

i co nadaje się?:D
Atlas krzyknął nagle coś o splicerach. Miałem przygotować się na walkę z jednym z nich. Dreszcz przebiegł mi po plecach, lecz nie straciłem zimnej krwi. Podszedłem do ściany aby mógł zaatakować mnie tylko z trzech stron. Gdy go ujrzałem nogi ugięły się pode mną. Zrobiłem użytek z błyskawicy i wcześniej znalezionego klucza. Gdy paskuda biegła na mnie dostała błyskawicą, a potem kilka razy kluczem. W kieszeni splicera znalazłem apteczkę, i substancje zwaną tu Evą. Z radia dobiegł radosny krzyk tajemniczego Atlasa. ,, Dobra robota.", po czym dodał:,, Ale musisz wynosić się na wyższe piętra, bo woda zaraz zaleje to piętro" powiedział stanowczo. Usłuchałem jego rady i wjechałem windą na wyższe piętra. po drodze zmuszony byłem pokonać jeszcze jednego splicera.
W drodze na wyższy poziom Atlas poprosił mnie o przysługę. Powiedział, że zdaje sobie sprawę z tego, że pewnie myślę, że to mój najgorszy dzień w życiu, jednak poprosił mnie, bym odnalazł jego rodzinę w tak zwanym Skarbie Neptuna. Na początku byłem wściekły, że ja tu walczę o życie, a on mnie jeszcze o coś prosi, jednak zrozumiałem, że to życie zawdzięczam tylko jemu. Gdy dojechałem na wyższe piętro, usłyszałem śpiew, jakby kołysanki. Jakby matka śpiewała kołysankę swemu dziecku. Wyszedłem z windy i po cichu zrobiłem kilka kroków w stronę dobiegającego śpiewu. Na pobliskiej ścianie zobaczyłem, cień kobiety pochylającej się nad wózkiem. Podszedłem bliżej i ujrzałem genofaga, nie kobietę, który śpiewa faktycznie pochylając się nad wózkiem. Z żalem w sercu, zza jego pleców, cisnąłem błyskawicą. Genofag doznając elektrycznych konwulsji padł po kilku uderzeniach kluczem. Pełen obaw spojrzałem w wózek, lecz zamiast dziecka, ujrzałem rewolwer.
Chwyciłem giwerę w ręce. Stary, dobry sześciostrzałowiec. Nawet był naładowany. Od razu poczułem się troche raźniej.Wszedłem do restauracji Kashmir. Jakaś chyba indyjska, czy co. Zszedłem na dół, na parkiet i usłyszałem jakiś chrapliwy głos. Rozejrzałem się i zobaczyłem ochydnego splicera, chrzaniącego coś do jakiejś Brendy. Nie namyślając się długo, wziąłem giwerę i zastrzeliłem go. Był to błąd. Zza drzwi wyleciała owa Brenda i zaczęła pruć do mnie z guna - takiego samego, jakiego ja trzymałem w dłoniach. Po krótkiej walce i kilku ciosach kluczem (nie chciałem tracic amunicji) przeciwnik w drgawkach spowodowanych Błyskawicą, osunął się na ziemię. Wziąłęm od niego ammo i odszedłem. Znalazłem też dziwną małą kasetę opatrzoną tytułem: "Samotny sylwester" Diane McClintock.
Gdy go odsłuchałem poszedłem do kuchni . Nie było tam zbyt porządnie ale znalazło sie parę apteczek i strzykawek z evą były też naboje .
wyszedłem z tej kuchni i w barze znalazłem trochę pieniędzy .
Kiedy wyszedłem z baru natrafiłem na jakąś salę zobaczyłem to dziewczynkę którą wcześniej widziałem .
Atlas powiedział żeby być cicho .
Kiedy dziewczynka coś robiła nagle wyskoczył na nią splicer .
Dziewczynka krzyczała ... nagle wyskoczyło coś wielkiego wyglądało to jak ten nurek .
Atlas powiedział mi , że to coś to Big Daddy a oni bronią te dziewczynki które zwą sie Little Sisters.
Splicer próbował się obronić lecz jedynie denerwował Big Dadiego ... Deddy uderzył mocno geofanga po głowie i na dodatek wywiercił mu dziurę w brzuch swym wiertłem .
Gdy zobaczyłem zmasakrowanego mutanta byłem w szoku ... pomyślałem : Gościnne to miasto.

ps : trzeba wybrać czy będziemy dobrym aniołem czy złym ....
Wstąpiłem na chwile, do tego cuchnącego odchodami teatru (nad teatrem była dziura z kibla) i przeszukałem zwłoki. Krew ubrudziła mi ręce. Poszedłem dalej. Pierwszy korytarz, drugi. Nagle natrafiłem na duże pomieszczenie zalane z trocha wodą.
Taplało się tam trzech splicerów. Potraktowałem wodę Błyskawicą i od razu usmażyli się. Ruszyłem w stronę przejścia do Skarbu Neptuna. Wtem włączył się alarm bezpieczeństwa. Drogę zagrodziła mi krata i spod ziemi wysunęło się jakieś ustrojstwo. Podszedłem bliżej, a to cholerstwo zaczęło ziać ogniem. Usłyszałem kroki i krzyki genofagów. Gdy podbiegli bliżej zacząłęm pruć do nich z giwery i razić prądem. Poskutkowało. Atlas poradził mi, żebym udał się do Medycznego Pawilonu. Skierowałem się do śluzy tam prowadzącej. Miałem juz do niej wejść gdy drzwi się zamknęły. Byłem w pułapce. Atlas powiedział, że to odblokuje. Uspokojony czekałem, gdy rozległ się nienawistny, zimny głos należący do Andrew Ryana.

VOTE: robimy małą ankietę dobry czy zły w książce. Jestem za dobrym
Jestem za dobrym!
Ksiązka się rozkręca...xD
Nagranie powiedziało mi , że to jakieś wiezienie - wziąłem to na luzie .
Nagle zobaczyłem splicra potem następnego i jeszcze jednego .
Ciarki mi przeszły po plecach geofangi niszczyły szybę - całe życie przeleciało mi przez oczy .
powoli sie cofałem
Szybko , biegnij do batyskafu! (Atlas zakrzyczał) .
I tak zrobiłem.
Wybrałem za cel Medical Pavilon .

[ Dodano: 2008-05-26, 22:21 ]
Gdy tylko ujrzałem Pawilon, pomyślałem że to chyba najgorsze miejsce na świecie. Walało się tu pełno ciał genofagów, systemów obronnych w postaci małych helikopterów z karabinami. Na podłodze znajdowała się krew, zmieszana z wodą i brudem. Panował tu tak psychodeliczny nastrój, że bałem się wyjść z batyskafu. Jednak musiałem to zrobić. Gdy tak szedłem ciemnymi, brudnymi salami szpitala, coś w rogu przyciągnęło moją uwagę. Był to jeden z systemów obronnych, wieżyczka. Od Atlasa dowiedziałem się że po porażeniu jej prądem można podejść do niej i zhakować ją hydraulicznie, dzięki czemu będzie zabijać wrogów strzelając do nich gradem pocisków. Czasem ziemia trzęsła się, słychać było kroki, niewyraźne jęki, coś jak yyyyyyyyyyyyy. Właśnie to napawało mnie największym strachem.
Wszedłem przez drzwi blokowane przez tegoż bota. Było dosyć ciemno, acz dało się cokolwiek widzieć. Zauważyłem kilku genofagów. Nagle coś przeraźliwie gwizdnęło. Okazało się, że to bot z impetem poleciał zaatakować mych przeciwników. Spruł ich tak, że można by było z ich ciał zrobić sitko. Na stole leżała kolejna z kaset, tym razem nagrana przez dr.Steinmana. Odsłuchałem ją i poszedłem dalej. Bot zastrzelił kolejnych kilku przeciwników. Wszedłem do pomieszczenia kontroli. Leżał tam - nie mogłem w to uwierzyć - karabin maszynowy. Chwyciłem go w swoje łapki i nacisnąłem przycisk.

[ Dodano: 2008-05-27, 09:13 ]

Spruł ich tak, że można by było z ich ciał zrobić szybko

Eeeeeeeee... O co chodzi?
Sorry miało być sitko:p

[ Dodano: 2008-05-27, 10:59 ]
no dawajcie coś piszcie ;pp
Dalej droga do ,, Wyśmienitych protez" (nie pamiętam nazwy dokładnie, więc proszę o poprawkę w następnych postach) stała otworem. Przechodziłem między pokojami, gdy nagle zobaczyłem dużą starą kamerę ochronną. Potrafiła obracać się o mniej więcej 180 stopni. ,, Przykleiłem" się do ściany, i szybko obmyśliłem plan. Po obrocie kamery w drugą stronę zhakowałem ją. szedłem dalej, wcześniej wspominane kroki i jęki ustały. Słychać było tylko kapiącą, przeciekającą przez szyby wodę, a czasem pokrzykiwania genofagów. Na następnym piętrze stały w plamie ropy trzy osoby. Zabiłem je. Obok był mały gabinet dentystyczny, w którym dojrzałem Ogród obfitości. Drzwi były zatrzaśnięte, lecz na dole był otwór. Na podajniku była strzykawka, taka jak wtedy gdy otrzymałem błyskawicę. Igła była gruba, długa, płyn w środku czerwony, fosforyzujący. Wstrzyknąłem sobie nową umiejętność, spopielenie. Wciąż patrzyłem na ogród obfitości gdy nagle coś energicznie uderzyło w szybę. Ze strachu podskoczyłem a serce zabiło mi mocniej. Szybko zwróciłem się w stronę szyby i ujrzałem trzy kolejne genofagi. Przerażenie chwilowo sparaliżowało moje ciało i umysł. Po chwili ocknąłem sie i podpaliłem plamę oleju w której stali. Zdenerwowanie szybko mnie opuściło, a po chwili uspokoiłem się zupełnie. (Dzięki za wytyczenie błędów, wcześniej po prostu zgubiłem wątek. Mam nadzieję że teraz jest lepiej).
Ej, no to już zaczyna podchodzić pod sprawozdanie z przejścia gry szczególnie ostatni wpis...proponuję go poprawić, np. wzbogacić o jakieś opisy i odczucia bohatera poruszającego się po Rapture(chyba między innymi tym książka ma różnić się od zwykłej solucji?) bo w tym wpisie w ogóle ich nie było...Np."Wziąłem spopielenie" Nie lepiej byłoby napisać coś w stylu" Na podajniku znajdowała się strzykawka z czerwonym płynem. Chwyciłem ją i wstrzyknąłem w tym samym miejscu, co poprzednio. Zamknąłem oczy. Nagle przeszył mnie gorący dreszcz, zacząłem odczuwać piekący ból w lewej ręce, który jednak po kilkunastu sekundach ustąpił. Gdy otworzyłem oczy, ku swojemu zdumieniu ujrzałem moją dłoń, która płonęła żywym ogniem." Nie lepiej tak? wiem że nie każdy ma zdolności pisarskie( oczywiście nie mówię, że ja mam) ale warto zastanowić się nad kolejnym dopisem trochę bardziej, niż spisać "jak przechodziłem grę".

Ale poprzedni wpis adamsek'a bardzo mi się spodobał
Masz racje .... Trzeba by było dodać więcej akcji .
To lepiej czy nie?? (A w książkach akcja czasem zwalnia)
lepi lepi

Na podajniku znajdowała się strzykawka z czerwonym płynem. Chwyciłem ją i wstrzyknąłem w tym samym miejscu, co poprzednio. Zamknąłem oczy. Nagle przeszył mnie gorący dreszcz, zacząłem odczuwać piekący ból w lewej ręce, który jednak po kilkunastu sekundach ustąpił. Gdy otworzyłem oczy, ku swojemu zdumieniu ujrzałem moją dłoń, która płonęła żywym ogniem." Nie lepiej tak?

Lepiej lepiej i to znaczie no to skoro jestem założycielem tego tematu no to musi on znów ożyć. Dziwne było to uczucie, patrzyłem na płonącą część mojego ciała i nie czułem żadnego gorąca, moja ręka miała nadal taką samą temperature jak reszta ciała. Musiałem sprawdzić co teraz umiem skoro już władam błyskawicami to skoro pali mi się reka powinienem władać ogniem zrobiłem taki sam gest dłonią jak przy użyciu błyskawicy i nic, spróbowałem innych gestów. W końcu ze zrezygnowaniem pstrykłem palcami i nagle Ogród Obfitości przedemną zapłonął......... dalej niech ktoś inny coś wymyśli
Wzbogacony już o umiejętność podpalania wszystkiego, co stoi na mojej drodze postanowiłem ruszyć dalej. Miałem się właśnie przeczołgać z powrotem do Eternal Flame Crematroium, gdy nadeszli... Te odrażające, śmierdzące stęchlizną i zgnilizną genofagi. Nie mogłem uwierzyć, że to coś to strzęp człowieka, który przedawkował ADAM. Swoją drogą przyszło mi do głowy, że muszę uważać aby nie stać się takim pojebem jak oni. Wezbrała we mnie nienawiść. Zacząłem się przesuwać powoli do przodu, uważająć żeby jakiś nieostrożny ruch nie zdradził im mojej pozycji. Wtem moja ręka natrafiła na jakąś dziwną, oleistą ciecz. Umoczyłem palca w niej i spróbowałem. O taak - to olej silnikowy, bardzo łatwopalny. Skupiłem się i nagle w mojej ręce zapłonął żywy ogień. Doskonale - pomyślałem. Teraz wystarczyło tylko pstryknąć palcami i voila - zapach spalanych ciał ludzkich dostał się do moich nozdrzy. Smutno było słuchać ich krzyków - miotali się paleni żywcem i rzucali przekleństwa. Po chwili pozostały po nich jedynie zwęglone, poczerniałe zwłoki. Droga wolna. Wyczołgałem się i uważając, aby się nie poparzyć poszedłem dalej. CDN
W końcu wróciłem spowrotem do Wiecznego płomienia, i wcześniej nie zauważyłem iż jest tam ciało przygotowane do spalenia, z niechęcia przeszukałem je ale nic tam nie było poza jednym batonikiem (Werwa moc i siła w małym batoniku ). Pomyślałem skoro ciało było przygotowane do spalenia to po co ma gnić dalej nacisnąłem guzik który znajdował się na piecu i ciało wjechało w płomienie, podczas gdy ciało było weglone rozejżałem sie tu i ówdzie niestety nic ciekawego nie znalazłem...
Już miałem wychodzić, gdy z pieca wysunęła się taca z kupką popiołu i tonikiem Ambrozja Hakera. Wziałem go i poszedłem dalej. Podszedłem do bryły lodu blokującej wejście do Pól Zmierzchu. Znalazłem tam kolejny tonik - Ekspert Bezpieczenstwa. Gdy wracałem zauważyłem drzwi. Chciałem je otworzyć ale były zablokowane. Ale od czego moja umiejętność hackowani. Szybko się z tym uporałem i wszedłem. Znalazłem Tam nieco amunicji. Gdy wyszedłem zauważyłem ruch. Zastygłem. Ktoś się do mnie zbliżał i głośno gwizdał. Szybko chwyciłem za klucz francuski. Zwyrodnialec, gdy tylko mnie ujrzał chwycił za rurę. Zaatakowałem. Chciałem mu przyłożyć w łeb, lecz sparował to uderzenie. Dostałem w żebro, lecz się nie poddałem. Zajebałem go w ryj, jeszcze raz. Krew trysnęła mi na ubranie i ręce, skurwiel padł w konwulsjach na podłogę i wokół niego wykwitła plama krwii. Szybko się oddaliłem i poszedłem dalej.
Creep teraz chwila przerwy niech ktoś inny coś napisze...... jeśli dzisiaj już nikt niczego nie napisze to piszemy dlaej sami Creep.
Nie ma sprawy, btw. szkoda że adamsek się już nie pokazuje

[ Dodano: 2008-08-26, 16:51 ]
To nie było pole do minigolfa tylko do tenisa.

I nagle poczułem sie zmęczony, nie w sposób fizyczny ale w psychioczny, jeszcze pare godzin temu leciałem samolotoem i sączyłem drinka a teraz jestem w tej jebanej, zaplutej, zabitej dechami norze, musze sie stąd wydostac, musze. Nie byłem przyzwyczajony do takiej męczarni, musze odpocząć. Wpełzłem do pobliskiego przewodu wentylacyjnego i tam chciałem odpocząc ale nie mogłem zasnąc bo przeciez te pieprzone mutanty mnie dopadną. Jednak zmęczenie wygrało i już po paru minutach spałem.....

Trzeba troche dodać od siebie a nie wiecznie bąbać z fabuły.
W dwóch dodałem przecież;D

[ Dodano: 2008-08-27, 18:23 ]
Ja też nie mam już pomysłów, niech ktoś inny tez coś napisze bo ja i Creep w końcu komplet sie wypalimy.
Wpisy są spoko ale zauważcie, że z 3-ciej osoby narracji przeszliście odrazu do pierwszej. Ale myslę, że prowadzenie w tej pierwszej osobie wygląda o wiele lepiej;) W najbliższym czasie postaram się coś napisać
Gdy się ocknąłem, ruszyłem dalej. Zauważyłem uciekającego Nitro Genofaga toteż prędko za nim ruszyłem. Już miałem go zastrzelić, gdy sukinsyn rzucił za siebie granat. Szybko się cofnąłem, aby nie zgarnąć odłamkiem. Nie odniosłem żadnych obrażeń, lecz na moje nieszczęscie dalsza droga była zabokowana przez jakieś gruzy. Na domiar złego z balkonu u góry inny Splicer zaczął we mnie napierdalać granatami. Wtem wpadłem na genialny pomysł: używając telekinezy złapię granat i za jego pomocą odblokuję drogę. Udało się. Pomyślałem, że w gruncie rzeczy te plazmidy nie są złe. Kilka razy przecież uratowały mi życie oraz rzyć.
Ruszyłem dalej i na podłodze wśród trupów, wody i krwii lśniła lekkim błękitem buteleczka. Podniosłem ją. Był to tonik Porażenie, od razu go ( i teraz nie wiem co się z tonikami robi - wstrzykuje czy pije - HELP!! ) i powoli ruszyłem dalej.
Do moich nozdrzy dostał się odór gnijących ciał. Zrozumiałem, że doszedłem do Steinmann'a. Niestety nie mogłem się do niego dostac -drzwi były zablokowane. Chory doktorek coś do siebie mamrotał, przy okazji masakrując skalpelaami jakieś zwłoki.
Nagle dostrzegł mnie. Zastygłem. Wtem ten pokurwieniec wyciągnał thompsona i zaczął grzać prosto w szybę za którą stałem ja. Rzuciłem się w bok, jednak odłamek szkła drasnął mnie w policzek. Wyciągnąłem gnata i wskoczyłem do pomieszczenia ze Steinmannem.
Skurczybyk musiał być niexle nafaszerowany jakimś Tonikiem czy innym świnstwem bo był cholernie wytrzymały (a toniki chyba tez sie wstrzykuje) zanim go załatwiłem minęło pare minut na szczęście idiota wlazł do wody a ze woda wiadomo jak to woda świtnie przewodzi prąd użyłem piorunu i było po Doktorku zabrałem kluczi ruszyłem w droge powrotną niestety miałem dzisiaj pecha i przez poślizgniecie się złamałem rękę. Ból był nie do wytrzymania (odrobina dramatyzmu )
Może nie złamałem, lecz zwichnąłem - złamanie wolno się leczy.

Zanim skonstruowałem temblak, minęło sporo czasu. Musiałem zdjąć ubranie z trupa i podrzeć je na równe paski. Obrzydliwa robota. Znalazłem również trochę środków przeciwbólowych, więc już nie doskwierał mi ból. Na razie. Ruszyłem spowrotem. W trakcie przechodzenia przez tunel, nastąpiła katastrofa - tunel zaczął się rozwalać więc prędko czmychnąłem do bocznych drzwi. I nagle zonk - oto przed moimi oczami wnętrze samolotu, ja trzymający paczkę, z wypisanym na niej liścikiem - Drogi Jack'u. Byłbyś łaskaw otworzyć tą paczkę, zanim...
I znów byłem w tunelu. Po kilku krokach zobaczyłem ogromne ciało Tatuśka, a za szybą...
Tak to ona - mała siostrzyczka. Niestety była napastowana ( bez skojarzeń ) przez Splicera. Nagle rozległ się strzał - splicer z przestrzeloną głową padł na ziemię rozbryzgując wkoło krew. I zobaczyłem ją - kobietę stojąca na balkonie, około 35, ubrana w ładną suknię i dymiącym rewolwerem w dłoni. Kazała mi się zatrzymać, zagroziła że zastrzeli. Atlas namawiał mnie, abym zabił dziewczynkę. Wówczas Tennenbaum, bo tak miała na imię rzuciła mi dziwny płyn i poprosiła by ratował dziecko.
Wolnym krokiem podszedłem do Maleństwa, wziąłem je na ręce i zacząłem głaskać po główce...

Może nie złamałem, lecz zwichnąłem - złamanie wolno się leczy. Od tego by był jakis tonik albo coś. No ale mniejsza.

Nie chciałem żeby czuła ból więc delikatnie przycisnałęm jej główke do swojej piersi, zaczęła sie szarpać i bić mnie lecz po chwili trzymałym już tylko ciałko bez duszy. Wyciągnąłem ślimaka i wycisłem z niego, do pustego pojemnika po tonicu, adam. W ten sposób miałem jakies ćwierć litra tego czerwonego jak krew świnstwa.
Zaraz zaraz Sasza mieliśmy być dobzi, tzn ratować dziewczynki
Nic mi o tym nie wiadomo, a pozatym to bedzie dobry powód na to ay dodac wyrzuty sumienia.
Ale dobre zakończenie jest lepsze od złego.

Zróbmy ankietę; Dobry czy zły
dobry
ja tez za dobrym jestem
Kurde nie wiem a niehc będzie dobrne zakończenie, macie racje lepsze.
Dobre zakończenie. i przy okazji:
Wziąłem dziewczynkę na ręce i zabiłem pasożyta a dziecko ocaliłem. Nie mógł bym patrzeć jak taka mała niewinna istotka ginie przeze mnie. Po wszystkim przerażona patrzyła na mnie i uciekła do ozdabianej na ścianie rury, z której- jak się później dowiedziałem- odbierał je big daddy. Usiadłem na pobliskim krześle i zastanowiłem się nad wszystkim. Postanowiłem ratować dziewczynki. Gdyby nie wrzask genofaga siedział bym tam i rozmyślał. Wziąłem klucz aby nie marnować amunicji. Podbiegłem i walnąłem w jego paskudny łeb. Z przerażeniem patrzyłem na mózg rozbryzgany na ścianie. Nie wiedziałem że w rękach mam aż tyle siły.
Cisza. Nie słyszałem nawet kapania wody. Wszystko umilkło. I nagle za moimi plecami zaczęła grać muzyka. Cyrkowa muzyka. Jakieś dzieci darły się wniebogłosy. Co za ironia. Odwróciłem się i zobaczyłem kotarę odsłaniającą duże, czerwone urządzenie. Miało ono dwa otwory: jeden mniejszy, drugi większy. Na mniejszym było napisane "ADAM here'', na drugim "Your left hand". Nie namyślając się wiele włożyłem tam buteleczkę z ADAMem i rękę. W moje przedramię wbiło się kilkanaście małych igiełek. Z głośników rozległ się głoś: "Making new plazmid's place". Po chwili było po wszystkim. Gdy jednak miałem wyjąć rękę, spłynęło na nią zimno. Zamarzła. Wyszarpnąłem rękę. Ze zdziwieniem spoglądałem na nią, obserwując kolce wysuwające się z niej. Skupiłem się i cisnąłem mocą w fotel. Zmienił się w lód. Rozbiłem go kluczem i poszedłem dalej, ciesząc się z nowej broni.
Niebawem nowa broń mi się przydała, otóż zaatakowała mnie zgraja tych ohydnych potworów. Nie zdążyłem wszystich zamrozić bo było ich aż 10, 7 z nich zamroziłem no a na reszte musiałem marnować amunicje. Po skończonej walce przeszukałem zwłoki i chciałem iść dalej, gdy jeden z potworów udeżył mnie kluczem. Wiedziałem że nie będą zamrożone na wieczność ale nie wiedziałem że to będzie trwało aż tak krótko...
Hałas kroków, głośne tupnięcia. I to takie dziwne harczenie. Zastanawiałem się, co za cholerstwo wydaje takie odgłosy - olbrzym, czy ki diabeł. Ostrożnie szedłem do wyjścia, musiałem tylko umieścić klucz bezpieczeństwa do zamka i pędem pobiec do batyskafu. Nagle, zza rogu wyszło Coś. Było wysokie na 2 metry, ubrane w kombinezon nurka głebinowego. Na miejscu prawej ręki widniał ogromny, zardzewiały, pokryty plamami ciemnoczerwonej krwi świder. Z otworów hełmu sączyło się dosyć blade, żółte światło. Na jego ramieniu przycupnęła Siostrzyczka. Nagle uświadomiłem sobie, gdzie juz go widziałem. Przed oczyma stanęły mi zwłoki, leżące nieopodal Gathers Garden. To był Big Daddy. Musiałem go pokonać. ADAM był mi potrzebny. Skupiłem się, przywołałem do siebie butle i cisnąłem w niego. Butla z gazem wybuchnęła a on zatoczył się. Zstawił na ziemię LS i pędem ruszył na mnie. Ledwo co się uchyliłem, koniec świdra rozcharatał mi ramię. Poczułęm jak po ręce płynie mi ciepła krew. Wziąłem shotguna i wpakowałem w bestię kilka strzałów. Bryznęła krew. Nagle zostałem ogłuszony. Zataczając się zauwazyłem, że daddy znów na mnie szarżuje. Uchyliłem się i przypieprzyłem mu z klucza. Padł na ziemię. Nie wstał. Uratowałem dziewczynkę, porcja ADAM-a spłynęła do fiolki. Ruszyłem pędem w strone wyjścia. Włożyłem klucz do zamku, szybko wskoczyłem do batysfery i pociągnąłem za dźwignię.
Moglibyśmy napisać też że nie wszystkie dziewczynki uratowaliśmy w końcu w grze mieliśmy wybór:

Coś szarpnęło i zanurkowałem po kilku chwilach zaczęły sie turbulencje, jakby coś wlazło na batyskaf. Turbulencje były coraz sliniejsze myślałem że zaraz zatone, po chwili bylo jeszcze gorzej, okazało się ze podczas walki z Big Daddym uderzył on o szklane drzwi batyskafu które pod wpływem ciśnienia zaczęły pękać. Na moje szczęście batyskaf zdążył wypłynąć na powierzchnie szybko z niego wyskoczyłem.
-Ten złom już mi więcej nie posłuży- powiedziałem i poszedłem dalej.
Mam pytanie w jakim teraz miejscu jesteśmy ?? (np. Arkadia, Hefajstos)
Bo bym coś wymyślił !!
Skarb Neptuna i dobrze by było jakby ten temat odżył.
Spróbuję coś wymyślić !!
To ja coś napisze.

Nagle moim oczom ukazał sie trup wiszący na ścianie przywiązany za wszystkie kończyny, nad nim było napisane Przemytnik (smuggler jakby ktoś nie wiedział ).
- No to niezły system prawny tutaj mają- pomyślałem i postanowiłem przeszukać zwłoki, lecz tak jak podejżewałem okazało się iż jego kieszenie sa puste...
Po przeszukaniu zwłok, gdy już odchodziłem spostrzegłem butelkę z przezroczystą cieczą. Otworzyłem ją i powąchałem. Nie miała zapachu. Spróbowałem trochę, tak to słodka woda czysta i zaspokajająca pragnienie. Słodką wodę trudniej tu było zdobyć niż Adam lub Evę. Jak na ironię wokół sama woda, lecz nienadająca się do picia. Znajdowany dotąd alkohol tylko złudnie zaspokajał pragnienie, a kawa o konsystencji i smaku błota budziła u mnie odrazę. Gdy piłem znaleziony napój, spostrzegłem kilka cieni przesuwających się po ścianie. ,,Cholera. Ledwo tu przypłynąłem a te ścierwa już o mnie wiedzą" pomyślałem chwytając za rewolwer. Zaczaiłem się na nich za starą szafą grającą. Słyszałem jak ciężko oddychają. Zbliżające się odgłosy kroków, chrząknięć i krzyków sprawiały, że adrenalina krążyła we mnie intensywniej. Jeszcze tylko krok i znajdą się w potrzasku.
Hej a początek książki?
Rozdział 1: Lot nerwów
Grupa ludzi leciała samolotem. Byłem razem z nimi. Nazywam się Jack. Kiedy leciałem mocno się zamyśliłem. Nagle coś jakby uderzyło w samolot którym lecieliśmy. Nie wskazywało to raczej nic dobrego. Ktoś krzyczał żeby opanować lot. Czułem że lecimy coraz szybciej, a samolot leciał coraz niżej. Serce biło mi ze strachu corac mocniej. Ciemność. Miałem ją przed oczami. Kiedy się obudziłem leżałem w jakimś porcie, ale nikogo nie było. Byłem tak zmęczony że ledwo udało mi się wstać. Miałem odłamki metalu wbite w lewe ramię. Po połowie godziny, znalazłem batyskaf. Cóż innego mogłem zrobić, skoro w porcie nikogo nie było. Poszukałem jeszcze innych rzeczy. Znalazłem klucz francuski, czyjąś pustą walizkę, i kilka innych rzeczy.
-Mam nadzieję że ten złom odpali- pomyślałem wsiadając do batyskafu.
Napisaliśmy początek przeczytaj dokładnie ten temat.
A no faktycznie. A co tam, przynajmniej mam satysfakcję że też coś wymyśliłem
Teraz są święta i coś wymyślę !!
Lecz nagle cienie zniknęły, jakby się rozpłynęły. Postanowiłem nie wychodzić z ukrycia póki sie nie upewnie że ich tu nie ma. Dokładnie obejżałem się dookoła spojżałem w dół, przed siebie, za siebie, w prawo, w lewo nic, nagle usłyszałem dziwny hałas, jakby metal uderzający o ściany o beton o jakieś twarde podłoże. Hałas dobiegał z góry - No tak - pomyślałem - to było jedyne miejsce w którego kierunku nie spjżałem, sufit. Bałem sie tam spojżeć...
Do dupy pomysł. Nie mam pojęcia jak w wieku 12 - 14 lat napisać cokolwiek sensownego.
Skoro się pomysł nie podoba to po co wchodzisz na ten temat, pozwól innym w spokoju pisać, a jak już chcesz się wypowiedzieć ze się temat nie podoba to troche inne słowa dobieraj.

Skoro się pomysł nie podoba to po co wchodzisz na ten temat
Bo forum jest po to, żeby każdy mógł wypowiedzieć swoje zdanie.
Forum tak ale nie każdy temat, po prostu napisz że nie podoba Ci się ten pomysł i już a nie odrazu rzucasz słowami do dupy pomysł i takie tam.
Jak to pisałem to byłem pijany, przepraszam z kłopot.

Tak na marginesie:

Miałem strach aby tam spojżeć...
Jesteś Niemcem?
Nie skąd pisałem na szybcika i dlatego sory za błąd zaraz to zmienie.
napiszcie coś bo właśnie tego akurat momentu nie pamiętam
przełamałem strach i po cichu wychyliłem głowę, i co zobaczyłem??? Pajęczego genofaga rozłupiającego szczątki Big Dadyego którego unicstwiłem! na podłodze leżała metalowa rura. Powoli i ostrożnie, aby genofag nie usłyszał, wzięłem rurę. powoli podszłem go od tyłu i z całej siły uderzyłem w śmierdzący łeb. Padł trupem. Miał w ręce strzykawkę z czymś zimnym. Czyżby genofagi znalazły plasmidy????

Nie pamiętam tego momentu więc coś wymyśliłem

Piszemy strzykawke nie szczykawke.
sorry za spam ale Big Daddy74 idź sobie zrób kakałko i pograj w bioshocka
Jednakże spojrzałem , widziałem tam tylko cień po chwili coś usłyszałem "A dni lecą tak prędko jak wiatr ..." po chwili przeszedłem przez kolejne drzwi .
Moim oczom ukazał się duży tatuś tyle , że .... inny , wyglądał na mniej grozniejszego ale kiedy się do mnie obrócił zauważyłem u niego broń , wyglądała na nitownicę.
Postanowiłem , że zabije go kiedy zbiorę trochę amunicji.
Gdy poszedłem dalej wyskoczyły na mnie geofangi wziąłem mój ulubiony rewolwer i zabiłem je .
Gdy schyliłem się aby przeszukać zwłoki przed oczy przyturlał mi się granat.
Szybko odskoczyłem i rzuciłem w przeciwnika gaz rurką w głowę , niestety chybiłem Jednakże przeciwnik nieumyślnie rzucił granat w dużego tatka - ten się mocno wściekł i strzelił mu w łeb pocisk ale tatek wyglądał już na nieco "zniszczonego" więc wyciągnąłem mojego shotgana , władowałem 4 pociski elektryczne do niego i pomyślałem - Musi mi się udać - strzeliłem w tatka raz i drugi! i trzeci nagle on przestrzelił mi głowę , odrodziłem się w jakiejś komorze , gdy wyszedłem z niej zauważyłem iż nazywa się "Vita Chamber" po chwili komora wybuchła .
Atlas powiedział mi , że gdy zginę odrodzę się w takiej ale mogę to zrobić JEDEN raz ponieważ komora po tym automatycznie się niszczy.
Wróciłem na miejsce mojego zgonu , tatek wyglądał fatalnie , wołem gnata strzeliłem w niego i padł.
Siostrzyczka stała koło niego i z płaczem mówiła.
- Tatusiu proszę wstań !!!
Wziąłem ją i zabiłem , chciałem zobaczyć jak to jest , rzeczywiście Adama było o dwa razy więcej ale puzniej miałem wyrzuty sumienia....
Gdy poszedłem dalej zauważyłem ogród obfitości ale po prawej stronie wieżyczkę rakietowa , poraziłem ją prądem i spróbowałem ją przejąc jednakże nie udało mi się doznałem kopnięcia prądu , postanowiłem zniszczyć tą maszynę , udało to mi się bez żadnego doznania obrażeń.
W ogrodzie obfitości kupiłem miejsce na plazmidy i plazmid manekin.
Gdy już to zrobiłem poszedłem do Pabla Navarra.
W pomieszczeniu gdzie były drzwi do niego u góry był który coś nucił geofang pomyślałem - to chyba to samo ścierwo które usłyszałem przedtem .
Szybko zapukałem do metalowych drzwi za którymi był Pablo.
Powiedział zdenerwowany
- Co tu robisz , Kim ty jesteś ??!! , ach to ty (trochę spokojniejszym głosem) atlas mi powiedział o tobie jednakże ja mu nie ufam.
Nagle geofang wyskoczył z sufitu wrzeszczała coś do mnie i rzuciła się.
Pablo powiedział do mnie.
-Nie masz z nią szans!
I rzeczywiście , dziwka była bardzo silna , postanowiłem z nią walczyć ale mało co jej zrobiłem , po chwili powiedział.
-Przysyłam ci bestie (był to bot) bardzo krwiożerczą bestię ....
Bot przegonił geofanga.
-Słuchaj (powiedział zdenerwowany Pablo) musisz znaleźć aparat i porobić zdjęcia tym pajęczym geofangą , Wystarczą mi trzy.
-Podejdź do taśmo ciągu , przysyłam ci tu coś dzięki czemu przetrwasz.
Był to granatnik , w końcu jakaś porządna broń pomyślałem.

[ Dodano: 2009-05-23, 19:57 ]
Zmęczony dotychczasową walką o przetrwanie postanowiłem zrobić to zadanie po cichu. Chodząc po brudnych i zaniedbanych korytarzach myślałem o tym, co zrobiłem ostatniej Little Sister. Nagle usłyszałem kłótnie genofagów. Wyjrzałem zza lady sklepowej i spostrzegłem trzy pajęcze splicery. Przechodząc po cichu, robiąc zdjęcia z różnych kryjówek. Po cichu, do póki nie zrobiłem zdjęcia ostatniemu z nich. Teraz, w najmniej odpowiednim momencie, uruchomiła się... lampa błyskowa. Nie wiedziałem, że to cholerstwo ma coś takiego. Wszyscy ucichli, spojrzeli na ladę za którą siedziałem. Ich szef krzyknął tylko:
-Złapać i zabić tego skur******!
Pomyślałem tylko:
-Już po mnie.
Sięgnąłem po broń, ale nie widziałem ani broni ani... siebie. Przypomniałem sobie, że mam tonik ,, Kameleon". Wystarczyło, że przez chwilę się nie ruszałem i stawałem się niewidzialny. Podbiegli, popatrzyli i krzyknęli:
-Szefie! tu nikogo nie ma!
Szef odpowiedział zaś:
-To pewnie to stare, jeb*** światło! Mówiłem wam żebyście je naprawili!
Kłótnie rozpoczęły się na nowo. Ja, wykorzystałem sytuację i odniosłem niepostrzeżenie zdjęcia.
Gdy szedłem aby odnieść zdjęcia Pablowi zauważyłem kolejnego tatuśka ,pora wykorzystać nową zabawkę - pomyślałem
Załadowałem do granatnika 6 granatów , wymierzyłem do tatuśka , nagle usłyszałem krzyk pajęczego geofanga , to coś rzuciło we mnie jakieś haki ale udało mi się odsunąć i wpakować mu serię z tomphsona , ku mojemu zdziwieniu dalej to ścierwo żyło użyłem zatem amunicji ppiehch po chwili padł.
Gdy do przeszukałem wziąłem się za tatuśka , cisnąłem w niego sześć granatów
pomyślałem ze już wącha kwiatki od spodu ale nic nie widziałem przez tą cholerną chmurę pyłu.
Po chwili wybiegł on z pyłu i postrzelił mnie w nogę , bardzo mocno krwawiłem więc wykorzystałem wcześniej nabyty plazmid "manekin" i stworzyłem kopie siebie która biegła w te i wewte , tatusiek rzucił się na na niego , dało mi to trochę czasu aby zabandażować ranę...
Jako , że miałem chwilę załadowałem do granatnika granaty przylepne , miałem tylko cztery sztuki.
Tatek był bardzo zniszczony , dym mocno z niego walił , strzeliłem w niego i wykrzyczałem- A MASZ SKURWIELU.
Podszedł do mnie i padł.
Podszedłem do płaczącej dziewczynki i pomyślałem ... co zrobić , uratować .... czy zabić ją
Postanowiłem uratować lecz ... tyle adama ... miałem dylemat.
Atlas krzyczał - Chcesz narazić życie mojego syna i mojej żony ??!! , to już nie jest dziecko zabij .. to coś!! czymkolwiek to jest
Zaś Tenennbaum mówiła - Jak możesz zabić to biedne dziecko?
Wziąłem dziecko i ... Uratowałem , nie mogę zapomnieć jak zeskoczyła z moich rąk i powiedziała
-Dziękuję , proszę pana.
-Za to iż okazałeś dobroć do siostrzyczek wysyłam ci prezent , ale nadal nie jestem pewna tego , czy mogę ci zaufać - Powiedziała niepewnie Tenennbaum.
Gdy szedłem odnieść zdjęcia zauważyłem siostrzyczkę która kładła miśka z prezentem koło ogrodu obfitości , podszedłem do niej i powiedziała , dziękuję za ratunek.
W miśku było jedna duża flaszka adama , 4 rakiety i plazmid , hipnoza tatuśka.
W ogrodzie obfitości wykupiłem "wytrzymałość" i tonik który zwiększał szanse powodzenia przy hakowaniu botów itp.
Ta "wytrzymałość" to płyn , coś jak tonik , wbiłem to sobie w żyłę i poczułem się o wielę lepiej.
jeszcze nie pszeszedłem BSa do końca więc wymyślałem

jeszcze nie pszeszedłem BSa do końca więc wymyślałem
Noto jak mówił Wizzy , zrób sobie ciepłe kakauko i przejdz bjoszoka ^^ powodzenia

[ Dodano: 2009-05-27, 20:20 ]
Khy khy, strasznie zakurzony ten temat. Dawno nikt tu nie pisał a temat był taki fajny (i nadal jest). Piszemy dalej książkę czy nie?
A w jakim momencie dokładnie jesteśmy? Neptunes?

Tak myślę, że DUŻO lepiej byłoby pisać książkę o wymyślonym bohaterze na samym początku wojny domowej w Rapture.
Hmmmm sam nie wiem, jesteśmy już z książką dość daleko. No ale niech inni użytkownicy się wypowiedzą.
Ja tam myślę że lepsza będzie kontynuacja pisanej przez nas powieści . Niektórzy naprawdę chcieli jak najlepiej wtedy się wypowiedzieć i ich trud ma być zmarnowany ? Jestem za dokończeniem .
Dodałem ankiete żeby było łatwiej głosować.
Czyli większość za nową ... Chociaż zagłosowały 4 osoby , nie ma co czekać na innych użytkowników tej strony . Chociaż niech wypowiedzą się ci którzy pisali tą książkę naszą .
Ja bym był za kontynuowaniem, a jeśli nie to chociaż zebraniem całej opowieści i wrzucenia jej do jednego postu/tematu/whatever.
Niech jeszcze pare osób zagłosuje bo jak na razie jest tylko 5 głosów, dojdźmy do, nie wiem, 8-10 głosów.
Na wstępie chciałbym zauważyć, że to, co mamy zamiar napisać (lub to, co już zostało napisane) nie jest książką, tylko opowiadaniem
Uważam, że lepiej byłoby, gdybyśmy zaczęli pisać to opowiadanie od nowa. To, co zostało napisane wcześniej jest według mnie dosyć kiepskie.
No.
No dobra, skoro przewaga głosów jest za pisaniem nowej książki, to piszemy nową. Kto zacznie?
Mogę ja Tylko zależy na kiedy i jak długie to ma być

Książka pisana całkiem od nowa znajduje się w TYM temacie. //Szynek



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  Książka (RIP)
WoM2 - Wszystko o Metin2