ďťż

Fałszerz czy ofiara fałszerstwa?
(Tekst jest długi i nudny, oparty na wątkach autobiograficznych Peerelczyka.)

Człowiek ze szkoły liderów opowiada na pewnym zgromadzeniu o liderach i liderstwie,
mówi przeważnie z sensem, ale kiedy wchodzi do PRL widzi tylko przemoc i dyktaturę.
Nie wiem czy człowiek jest fałszerzem historii czy ofiarą fałszowania historii.

Trudno, powiedzmy: niemożliwością prawie, było założenie w PRL partii politycznej,
ale można było funkcjonować na różne sposoby w organizacjach społecznych.

Jako katolik i bezpartyjny, mało, nawet nie ZMS-owiec prowadziłem drużynę harcerską w szkole,
której byłem uczniem, a potem absolwentem: 33 DH im. Strzelców Podhalańskich
w Oświęcimiu - rok 1959 i dalej.
Do ZMS- nie wstąpiłem, bo gdzieś tam w deklaracji wyczytałem, że "najwyższą dla człowieka wartością jest człowiek"
podczas gdy dla mnie wtedy największą wartością był Bóg.

Byłem drużynowym z 5 lat, potem przekazałem drużynę młodszym,
potem założyłem drużynę harcerską w podoświęcimskich Dworach, przekazałem ją młodszym,
potem przez około dwa lata prowadziłem drużynę harcerską w szkole dla młodzieży przerośniętej.

Nikt mnie nie pytał o wyznanie, o przynależność partyjną.

Straciłem wiarę - była to tylko moja sprawa, nikogo to nie interesowało,
wstąpiłem do PZPR, by naprawiać świat w Zakładach Chemicznych "Oświęcim" -
po pół roku wywalono mnie - za działalność antypartyjną i antypaństwową oraz za propagandę religijną:
za obrazki religijne w hotelowej gazetce "Hyde Board"...
Najpierw partyjny, potem usunięty- nadal pracowałem z młodzieżą.

Zostawiłem drużynę harcerską i republikę hotelową w Oświęcimiu (bardzo fajna przygoda),
przeniosłem się z księgozbiorem do Gdańska, gdzie znowu w szkole przyzakładowej zrobiłem drużynę harcerską
i dolinami i wzgórzami Trójmiasta wędrowałem z nimi wraz z moją ówczesną panną.

Bezpartyjny, skalany działalnością antypartyjną, działałem nie tylko z harcerzami.
W Klubie "Kogga", później przemianowanej na "Chemika" na Długim Targu współtworzyłem klub "Współczesność",
do którego zapraszałem filozofów, socjologów religioznawców...
Stworzyłem Wolne Studium Religioznawcze, w którym, za radą doc. Tuczyńskiego
(polonista i indolog po UJ, znawca Kasprowicza, Słowackiego, Schopenhauera,
fantastyczny recytator, też wywalony z partii, w której prowadził autentycznie krecią robotę - nigdy nie marksizował)
oraz dra Życzyńskiego (ze cztery fakultety: indologia i psychiatria, świetny znawca dżinizmu)
kierownictwo zaproponowałem drowi Władysławowi Pałubickiemu, który mimo doktoratu,
znajomości kilku języków żywych i kilku martwych, był recepcjonistą w sopockim Grandzie, Partia mu nie ufała!
Wolne Studium Religioznawcze udało się wcisnąć ZMS-owi, który finansował je przez całe dwa lata.

Jestem robol z pastucha, ale kilkakrotnie byłem "umysłowym", z czego na własne życzenie rezygnowałem,
wracałem na produkcję, na stanowisko robotnicze, które dawało mi możliwość czytania.

W okresach "umysłowych" jako pokalany antypartyjnością miałem zakaz dostępu do akt osobowych,
dyrektor, później prezes "Fosforów" Zbigniew Januszkiewicz łamał te zakazy,
dowolnie buszowałem po aktach personalnych, szczególnie kiedy pisałem historię fabryki na jej czterdziestolecie.

Czasy stalinowskie, szczególnie tu, na Wybrzeżu, były parszywe,
potem można było w dość szerokim zakresie funkcjonować normalnie, nie prostytuując się.
Znałem Ryszarda Werbińskiego, który za dziecięcą organizację patriotyczną spędził ileś tam lat w kryminale,

znałem mecenasa Zdzisława Sitkiewicza, wspaniałego bibliofila i znawcę antyku,
który później, w czasach gomułkowskich, za nazwanie tow. Wiesława "........ gnidą"
został skazany na bezrobocie, skutek- morfinizm, z którego potrafił się jednak wykaraskać.
Był moim przyjacielem, rok przed swą śmiercią, spotkany na ulicy z krzyżem powstańczym na klapie,
przepraszał mnie, że sprzeniewierzył się przyjaźni,
że na życzenie naszego wspólnego znajomego przemilczał moją rolę w jednym z przedsięwzięć.
Przez kilka lat go to gryzła, ja udawałem, że nic się nie stało.

W Rzeczypospolitej Polskiej jest nie mniej zła i głupstwa niż w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej.
Idiotyzmy są nieco inaczej usytuowane, sczezły jedne, pojawiły się nowe,
ale człowiek w Polsce, Polak, zmienił się niewiele.

Tak jak w PRL jak i w III RP wielu ludzi chce mi i mnie podobnym zatkać niewyparzone pyski,
jest co prawda bardak w kraju, ale jakoś udało się większości z nas uwić w tym bardaku
w miarę znośne gniazdko,
a tu podnosi łapę jakiś nawiedzony, i chce to gniazdo kalać. Fe!, paskuda.

jan urbanik


Redaktorki ze Stogów.info uczestniczyły w tym zgromadzeniu.
Ich kulturalne sprawozdanie przeczytacie tu:
http://www.stogi.info.pl/...je-si&Itemid=38

jan urbanik

Ooops
Wróciłem na Stogi.info i przeczytałem 8/8 komentarza Sławka,
który ciepło wyraża się o naszej inicjatywie.

Nie czekaj, nieznany Sławku, włączaj się czym prędzej.
By przetrwać, na gwałt potrzebujemy jeszcze paru głów.



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  Fałszerz czy ofiara fałszerstwa?
WoM2 - Wszystko o Metin2